„Jestem mamą dwóch synów. Mam na imię Adrianna. Zanim Jakub i Leonek pojawili się na świecie, pracowałam w korporacji, a kariera była dla mnie drogą do niezależności. Utożsamiałam się z przebojową babeczką, u której zawsze gościł uśmiech na twarzy, taka dusza towarzystwa, która wszędzie się odnajdzie. Byłam kobietą o wielu zainteresowaniach i nie mogłam usiedzieć w miejscu. Dziś wciąż jestem mamą, ale poszukującą siebie, po przejściach. (…)
Lekarze cały czas mnie zapewniali, że Leoś rozwija się prawidłowo i jest bardzo dużym chłopcem. Cieszyłam się że mój plan idealnej ciąży się właśnie realizuje. (…)
Poród był aktywny, spisywałam się dobrze mimo bólu. (…) Słyszę mojego męża: Kochanie, jest już z nami, nie płacz, udało się! Ja krzyczę Kocham Cię synku, kocham najmocniej na świecie i płaczę, głaszcząc główkę mojego dziecka, które leżało na moim brzuchu. Tyle emocji i szczerze mówiąc, nie pamiętam wszystkich szczegółów. Mąż odciął pępowinę i wtedy zaczęło się. Nagle pojawia się wielu lekarzy. Odwracam się i widzę jak niosą mojego synka, uderzając rytmicznie palcem w jego plecki, słyszę, jak płacze. Jestem w szoku i nie bardzo rozumiem, co się dzieje. (…)
Wchodzi ordynator z pytaniem, czy chcemy ochrzcić syna … Ja już wiem, że to koniec. Czuję, co zaraz usłyszę. Krzyczę, mąż trzyma mnie za rękę, tuląc moją głowę w swoich ramionach. Po chwili ciszy wraca pani ordynator, mówiąc, że walczyli o naszego syna ale niestety nie udało się. Leoś zmarł. Czy chcemy się z nim pożegnać? Oczywiście bez zastanowienia wyskakuję z łóżka i mówię, że tak. Jednak chcę wrócić do domu, nie zostanę tu ani minuty dłużej bo zwariuję, wyskoczę przez okno. (…)
Przepraszam go. Płaczę i w amoku robię trzy zdjęcia, czując wstyd, bo każdy na mnie patrzy. Całuję go w czółko i myślę, że jeszcze chwilę temu nosiłam tego małego ludka pod sercem, to mój syn, ale sama nie wierzę w to co mówię do siebie. Emocje we mnie to prawdziwy rollercoaster. Nagle zaczynam krzyczeć, że chcę wyjść już do domu. (…) Kiedy wsiedliśmy do auta, dostałam telefon, że o 18.10 odszedł nasz synek, odszedł, zanim odjechaliśmy. (…)
Czas do ostatniego pożegnania trwał nieskończenie długo, a było to tylko i aż dziewięć dni. Organizacją pogrzebu zajął się mąż, bo ja niestety nie miałam na to siły. Odlicząłam każdy dzień i chciałam aby było po wszystkim .. Głupie uczucie, jakby pogrzeb miał coś zmienić i mój synek odzyskać życie. Z czasem w pewnym stopniu tak się stało, ale w innym świecie. Wtedy tego nie rozumiałam, czułam się obco. Pożegnanie było takie jakie chciałam, na jakie miałam siłę. W ciszy, chociaż przyszło około pięćdziesięciu osób (…) Niuniu został obsypany różami, a ja schowałam Leosiowi skarby; body, rysunki od najbliższych, maskotkę, smoczek świecący w ciemności, rysunek od braciszka oraz swoje ostatnie fotografie. (…)
Dziś czuję wdzięczność oplecioną smutkiem, bo oddałabym wszystko, żeby uchronić mojego szkraba przed odejściem. Zostawił po sobie miłość i niesamowicie zbliżył nas do siebie. Wyczerpanie jakie mi towarzyszy, gdy staram się dalej funkcjonować jest ogromne … Dlatego zabieram Leonka i wyruszam w samotną tygodniową zagraniczną podróż, by pobyć sama, razem ze swoimi myślami i synem, którego nigdy więcej nie zobaczę. Po odejściu Leona robię rzeczy, na które wcześniej nie miałam odwagi, staram się korzystać z życia. Zawsze kiedy stawiam krok do przodu, mam w głowie, że Leo wśród aniołków pęka z dumy i krzyczy Zobaczcie, to moja mama, super babka. Chciałabym, by moje dziecko się cieszyło, że to właśnie my jesteśmy jego rodzicami, i czekało na nas. Bo przecież czym jest życie na ziemi przy życiu wiecznym? (…)
Adrianna i Łukasz – rodzice Leosia
Fragment wspomnień Adrianny i Łukasza Górnych zamieszczony w książce pt. Okruszki str. 83-93 www.okruszkinadziei.pl